FIFA Interactive World Cup 2009 – prawdziwa historia.

13

Na zakończenie roku 2008, zostaliśmy zaproszeni na oficjalne spotkanie z EA Polska na którym miały zostać poruszone kwestie zacieśnienia współpracy pomiędzy polskim oddziałem firmy, a przedstawicielami stron traktujących o grach sportowych spod znaku EA. Pierwszy termin spotkania ustalony był na koniec stycznia, jednak nie wszystkim on pasował więc zorganizowano głosowanie, na którym większość wybrała połączenie spotkania z polskimi eliminacjami do finałowego turnieju FIFA Interactive World Cup 2009, który odbędzie się w marcu w Barcelonie.

Oczywiście jako redakcja szanującego się serwisu nie mogliśmy odmówić większości, tak więc w ten dla mnie osobiście najgorszy z możliwych terminów postanowiłem wraz z moim przyjacielem Lukasvistą odwiedzić stolicę i porozmawiać z przedstawicielami EA. Sam turniej rozpoczynał się 21 lutego o godzinie 8:30, natomiast czas spotkania ustalono na 11:00. W moim przypadku odległość jaką maiłem do pokonania była dosyć spora, a samotne oczekiwanie na przyjazd Lukasa nie wchodziło w grę. Pozostawał więc tylko jedna opcja, jazda przez Kalisz.

Pociąg relacji Kalisz – Warszawa miał odjechać z tej pierwszej stacji w sobotę o godzinie 6:00 i po 480 minutach jazdy zameldować się na stacji docelowej. Dotarcie do miejscowości w której mieszka Lukas nie stanowiło większego problemu (no może oprócz trzech godzin bez papierosa) i zaraz po opuszczeniu autobusu udaliśmy się już we dwóch na dworzec kolejowy w celu zakupu biletów. Aktualnie była godzina czternasta więc spokojnym krokiem skierowaliśmy się do miłej pani zajmującej się udzielaniem informacji o ruchu kolejowym.

B:Dzień dobry, chciałem się dowiedzieć o której dokładnie odjeżdża w dniu jutrzejszym pierwszy pociąg na Warszawę?

P: O 11:45.
B: Dzieee, jak o 11!? Przecież miał być o szóstej?
P: Pociąg tej relacji kursuje wyłącznie w dni robocze.
B: A o której jest ostatni dzisiaj?
P: 15:59.
B: Dziękuje.

Słowa, które właśnie usłyszałem troszeczkę mnie zmroziły. Bez chwili zastanowienia zapytałem i co jedziemy dzisiaj? No jasne – odpowiedział Lukas. Bardzo szybkim tempem udaliśmy się na posiłek, niestety czas płynął nieubłaganie i na pociąg, który miał zaraz odjechać musieliśmy się bardzo spieszyć. W nerwowej atmosferze przeczekaliśmy kolejkę do kasy i dokonaliśmy zakupu biletów. Szybkim krokiem udaliśmy się na peron i…

Jakiś kobiecy głos oznajmił, że pociąg jest opóźniony o czterdzieści minut. WTF? Perspektywy wydawały się mało ciekawe. Noclegu nie załatwiliśmy (przecież plany były inne) i jeszcze pociąg ma chce się zasnuć się na miejsce po 21:00. Czyżby czekała nas niesamowita noc na “Centralnym”?

Sama podróż minęła nam dosyć szybko, umilając sobie czas rozmowami o naszym serwisie i dramatycznym poszukiwaniu hotelu. Ostatecznie udało nam się zarezerwować jakiś pokój za skromne 390 zł. Nie ukrywam, iż nie cieszyłem się zbytnio z takiego obrotu sprawy, na szczęście z pomocą jak zawsze przyszła nam moja Kochana Żona, która załatwiła nam spanko u swoich znajomych. Pozbywszy się wszystkich zmartwień w wesołej atmosferze doczekaliśmy końca podróży. Tutaj jednak nie przejdę do kontynuowania opowieści, a poruszę pewna bardzo ważną sprawę. Rozumiem, palenie jest szkodliwe, ale do jasnej cholery PKP nie wprowadziło wagonów dla palących w celu przewożenia w nich starych, grubych i brzydkich pań, które w sposób wyrafinowany i bezczelny pokazują swoje zgorszenie z powodu mojego nałogu. Sokoro zapłaciłem tyle samo za bilet i mam wyznaczone miejsce gdzie mogę sobie zapalić, to jeszcze muszę łamać ten zakaz i stać koło pachnącego WC, bo cały przedział jest zajęty zdrowo żyjącymi obywatelkami. Ciekawe skąd u niej się wzięło 30 kg nadwagi, bo z pewnością nie ze zdrowego stylu życia. Mało tego, w momencie gdy wpychała swoje tłuste cztery litery do pociągu i przepychała się do pierwszego wolnego przedziału to wcale nie wyglądała na osobę która musi siedzieć przez te cztery godziny. Cóż, dosyć moich żalów przejdźmy do dalej. W Warszawie zameldowaliśmy się kilka minut po 21, pierwszym naszym celem była pizzeria, później udaliśmy się po skromny zapas płynów (admin nie wielbłąd, pić musi) i wreszcie pojechaliśmy do miejsca przeznaczenia (pozdrowienia dla taksówkarza). W miejscu gdzie mieliśmy nocować wypiliśmy skromne dwa soczki (oczywiście Lukas na początku nabijał się z mojej, jak sam to nazwał wody o pojemności 0,3 l, osobiście wychylając dwie 0,6) jednak później już tylko ja się śmiałem.

Sobotni poranek rozpoczął się o mocnej muzyczki, jaką przywitał nas nasz budzik oraz kawy z mlekiem. Następnie zostaliśmy odprowadzeni na przystanek tramwajowy z którego odjeżdżał nasz pierwszy środek transportu. Kolejnym było metro, które dostarczyło nas prawie na miejsce docelowe. Zadowoleni z szybkiego dotarcie „Prawie na miejsce – stacja Imielin” opuściliśmy stację metra , Lukas skierował się do bankomatu, ja natomiast zapytałem pewnego pana o pomoc w obraniu kierunku dalszej wycieczki. Przy okazji spotkania z naszym pierwszym przewodnikiem na własnej skórze poznałem co znaczy drobny błąd językowy, pytając o drogę zamiast „Arena Ursynów” padło „Galeria Ursynów”. Powiem Wam, sam nie sądziłem, że tak bardzo odczujemy skutki tego drobnego przejęzyczenia. Kwadrans dalej zaczął dawać o sobie znać mroźny warszawski poranek, natomiast pierwszy znak, że coś idzie nie tak dał drugi nasz przewodnik, który oznajmił: – dobrze idziecie, ale galeria jest otwarta od 9:00 (hmm, była 8:00). Na uświadomienie sobie, że to my idziemy nie tak potrzebowaliśmy kolejnych pięciu minut, bo po takim niej więcej czasie pytając trzeciego przewodnika doznaliśmy olśnienia:

Lukas: Przepraszam, na „Galerie Ursynów” dobrze się kierujemy?
Dobra pani: Tak to tutaj zaraz.
Lukas: Tam jest jakaś kopuła?
Dobra pani: Yyyy kopuła?
Lukas (do Barta): Ty, mieliśmy się pytać o Arenę Ursynów.
Dobra pani: To muszą Panowie zawrócić
Bart: :/
Lukas: :/
Dobra pani: Tam do ronda, później w lewo i dwa przystanki.
Razem: Super, dziękujemy.

Kolejnych trzydziestu minut marszu nie będę opisywał. Na całe szczęście udało nam się dotrzeć do miejsca przeznaczenia zanim cokolwiek sobie odmroziliśmy. Przy wejściu czekała na nas ekipa ochroniarzy, która przystąpiła do skrupulatnego przeszukania naszych osób. O jakości służb ochroniarskich może świadczyć spora ilość napojów procentowych skonfiskowanych przy wejściu, jak widać zawodnicy chcieli zdobyć tytuł na środkach dopingowych. Skoro jesteśmy przy ochronie, to znowu wyszło na światło dzienne powodzenie jakie ma Lukas u płci męskiej. Na terenie obiektu obowiązywał zakaz palenia, wiązało się to z kilkukrotnym opuszczaniem hali i ponownym przechodzeniu przez ręce osób pilnujących porządku. Ja zostałem przeszukany tylko raz przez całą imprezę, natomiast Luk wpadł w oko jednemu z porządkowych, który za każdym razem dokładnie sprawdzał czy przypadkiem nie wnosi czegoś w tylnej kieszeni spodni.

Przejdźmy jednak do samej imprezy, zaraz po wejściu zostaliśmy skierowani do Press Roomu gdzie otrzymaliśmy akredytacje dziennikarskie dzięki czemu wszędzie mogliśmy wstawić wścibskie nosy. Oprócz spotkania z przedstawicielem EA, najbardziej czekałem na mającą się odbyć prezentację składu Legii Warszawa na rundę wiosenną, jednak o samej prezentacji napisze trochę później. Jeżeli chodzi o przygotowanie turnieju to do organizatorów imprezy nie można mieć żadnych zastrzeżeń. Na główną arenę dostęp mieli jedynie, gracze, dziennikarze oraz osoby posiadające status VIP-a, pozostali zainteresowani musieli zadowolić się miejscami na głównej trybunie i oglądać wszystko z daleka. Zaraz po zwiedzeniu całego obiektu zabraliśmy się z Lukasem do testowania gier, a głównie nowej FIFA 09, niestety przyjaciel mój po przegraniu trzech meczów stwierdził, że on w takie gry nie gra i zabawa się skończyła. Cóż powiedzmy sobie do momentu rozpoczęcia prezentacji zawodników Legii zwykli widzowie nie bardzo mieli co ze sobą zrobić, bo oprócz pokazu tricków z piłką oraz w większości przykostnych cheerleaderek, atrakcji dla nich było mało. Nikt nie pomyślał o transmitowaniu meczy eliminacyjnych na telebimie.

Tuż przed rozpoczęciem się wspomnianej prezentacji odbyło się nasz spotkanie z przedstawicielem Electronic Arts Polska, cóż treści rozmów na razie nie będę upubliczniał i poczekam na realizacje słów. Nadszedł czas na kilka słów do osób, które głosowały na połączenie spotkania z FIWC. Oprócz naszej redakcji pojawił się w Warszawie tylko przedstawiciel fifaserwis.com, więc zastanawiam się w jakim celu zabierał głos ktoś, kto nie miał zamiaru pojawiać się na spotkaniu? Widać niektórzy muszą jeszcze dorosnąć do pewnych spraw, bo mają głęboko w poważaniu fakt, że ktoś musi zasuwać pół tysiąca kilometrów w niewygodny dla siebie termin. Lekko zdegustowani powyższym faktem, udaliśmy się na prezentację zawodników spod znaku czarnej (L), którzy za mieli za niedługi czas rozegrać historyczny mecz 10 na 10 z piłkarzami poznańskiego Lecha.

Czas na wspominane wyżej uwagi odnośnie udziału zawodników Legii w imprezie. Sam pomysł dla mnie jako kibica świetny, niestety mniej szczęścia mieli inni prawdziwi kibice, którzy zmuszeni zostali do oglądania całego wydarzenia z trybun. Fanów zespołu pod sceną na której odbywała się prezentacja była garstka, reszta to osoby które przybyły na miejsce wziąć udział w imprezie, a o klubie wiedzieli tle, że istnieje. Gdy skończyła się prezentacja piłkarzy każdy z nich otrzymał miniaturę piłki adidasa która miał rzucić w publiczność, a osoba która ją złapie miała być uczestnikiem konkursu wiedzy o klubie. Prowadzący przed samym rzutem poprosił o rzucenie jednej piłki na trybunę gdzie zasiadali kibice. Zaraz, jak jednej pomyślałem. Pod sceną może kilka osób wyrażających swoje przywiązanie do klubu, a oni proszą o rzut jednej piłki na trybunę gdzie znaczna większość to ludzie, którzy przyszli zobaczyć swój ukochany zespół! Osobiście myślę, że ktoś odpowiedzialny za organizacje powinien odczuć to na kieszeni. Przejdźmy do samego konkursu, bo pokazał on prawdziwe oblicze ludzi, którzy złapali piłki. Przed zadawaniem pytań puszczono jeszcze materiał wideo o powstającym właśnie długo oczekiwanym stadionie, tak profilaktycznie chyba żeby ułatwić odpowiadanie na pytania, lecz niestety i to nie pomogło. Oto kila przykładowych pytań i odpowiedzi:

Wojtek Hadaj: Ile będzie mógł pomieścić nowy stadion Legii?
Uczestnik1: pięć tysięcy.

WH: Jak się nazywa najlepszy strzelec Legii po rundzie jesiennej?
U2: (myśli)
U2: (myśli)
Kiełbowicz, Rzeźniczak i Skaba: Chinyama
U2: (myśli) czyyyyyyana
WH: Chinyama, a imię?
K, R i S: Marcin Chinyama
U2: (myśli) Marcin Czinjama! (w tym momencie trzeba mnie było reanimować)

WH: Wymień przynajmniej jedno nazwisko nowego gracza Legii na rundę wiosenną.
U3: (myśli)
Janek Urban – (na wyciągniętych rękach pokazuje uczestnikowi koszulkę jednego z nowych) piłkarzy.
U3: (myśli) i wreszcie mówi nazwisko podpowiedziane przez chłopaków za jego plecami.

Chyba przy każdym z tych banalnych pytań był jakiś problem, z tego co pamiętam to tylko jeden z uczestników bez problemu odpowiedział na pytanie o termin oddania stadionu. Najważniejsze jednak, że każdy odpowiedział poprawnie i nagrodę otrzymał, a co za tym idzie wszyscy prócz kibiców byli zadowoleni. Następnie odbył się wirtualny mecz pomiędzy Legionistami, a Lechitami w którym bezapelacyjnie wygrali Legioniści 7:1. Przyznam, że bardzo fajnie wyglądała atmosfera na trybunach, nie mogło się obejść bez ”Kto wygra mecz? Legia!!!” i fetowaniu każdej bramki. Niestety końcówka meczu opiewała w brutalne faule co skończyło się jedną czerwoną kartką dla Astiza i trzema dla Lechitów.

Zaraz po zakończeniu spotkania, nadszedł czas na powrót do domu, szybko udaliśmy się z Lukasem na dworzec skąd razem wróciliśmy do Kalisza, a później już w samotności przebyłem pozostałe 200 kilometrów.

Podsumowując cały wyjazd oraz imprezę mogę powiedzieć, że była to świetna rozrywka, zadowalające spotkanie biznesowe i porażka pod względem prezentacji drużyny. Chociaż to ostatnie zależy od punktu widzenia, bo prezentacja sama w sobie stała na bardzo wysokim poziomie, prowadzona z najwyższą klasą przez Wojtka Hadaja, który tym samym potwierdził, że należy do krajowej czołówki w swojej branży. Dlaczego więc porażka? Miałem tego tematu nie poruszać, jednak niesamowicie boli mnie to co wyprawiają włodarze warszawskiej Legii. Jak można prowadzić tak wyrafinowana i bezwzględną politykę przeciwko kibicom własnego klubu. Nie wiem jaki skutek miała przynieść promocja zespołu przeprowadzona w tak sterylnych warunkach z dla od najwierniejszych kibiców. Mam wrażenie, że ITI obrało sobie za cel numer jeden pozyskanie nowych kibiców. Kibiców, którzy będą ze śpiewem na ustach chwalić politykę zarządu, a później zamiast czarnej (L) w herbie naszego ukochanego zespołu pojawi się pewnie zafajdane logo TVN-u, bo przecież o to tutaj chodzi. Najwierniejsi kibice są traktowani jak zło konieczne i stare modele, których trzeba sie jak najszybciej i bez względu na koszty pozbyć i zastąpić lepszymi (dla zarządu) egzemplarzami. Na zakończenie jeszcze tylko jedno zadnie do włodarzy Legii, panowie z bajek ja już wyrosłem i te swoje o działaniu na dobro klubu możecie sobie wsadzić powiedzmy w portfel (żeby nie zgorszyć najmłodszych). Jeszcze raz przepraszam osoby, które po tym artykule spodziewały się czegoś innego. Mam nadzieję, że zrozumcie kibica którego Ukochany Klub zżera złośliwy nowotwór.

Pozdrawiam i dziękuje za uwagę.
Bart6qx

Legiunio ma
Nie możesz poddać się
O wygraną dziś walcz, o wygraną dziś walcz
Wiara zawsze jest w nas!